Cesarz: najniebezpieczniejszy zawód świata
Marek Aureliusz był jednym z nielicznych cesarzy, którzy umarli śmiercią naturalną...
Fot. Picsel

Cesarz: najniebezpieczniejszy zawód świata

O rzymski tron toczyła się zaciekła walka, ale czy rzeczywiście był on wart tak wielkich starań? Rządy Cezara, Kaliguli i Nerona miały krwawy koniec, a przecież nie byli oni jedyni. Przedstawiamy zawód z najwyższym wskaźnikiem śmiertelności w historii…

 

Didiusz Julianus osiągnął cel. Pracował na ten moment długie lata, zawierał układy, knuł intrygi i wygryzał konkurentów, aż w końcu przelicytował rywali i zaproponował pretorianom najwyższą kwotę za to, by dostać pracę marzeń. I wreszcie się doczekał: 28 marca 193 roku senat mianował go cesarzem Rzymu. Julianus został tym samym najpotężniejszym człowiekiem na świecie, zwierzchnikiem imperium, które rozciągało się na trzech kontynentach. Ale przyjdzie mu zapłacić za tron wysoką cenę – nie ma pojęcia, że właśnie diametralnie wzrosło nie­bezpieczeństwo jego rychłej śmierci. I faktycznie, od objęcia władzy minęło zaledwie 66 dni, a nowy regent padł ofiarą zamachu. Nie był to odosobniony przypadek. W samym tylko 193 roku Rzym miał pięciu cesarzy, z których czterech zmarło w nagły sposób...

Matematyka śmierci

Z cesarzem Rzymu kojarzą się władza, sława i bogactwo. Nie wszyscy jednak wiedzą, że biografie takie jak pierwszego z nich, Augusta, który rządził przez 40 lat i spokojnie zmarł w sędziwym wieku we własnym łożu, były w czasach antycznych wyjątkiem. Większość jego następców miała znacznie mniej szczęścia. Być może Didiusz Julianus i inni kandydaci do tronu powinni byli potraktować jako ostrzeżenie przykład poprzednika Augusta, Juliusza Cezara, który też chciał być jedynowładcą, a został zgładzony przez 60 spiskowców.

Profesor Joseph Saleh z Instytutu Technologicznego Georgii (GIT) wraz ze swoim zespołem przeanalizowali życiorysy 69 rzymskich ­cesarzy: od Augusta do Teodoz­jusza I Wielkiego (panował do 395 roku n.e.). Wynik badań ukazuje wstrząsającą statystykę: 43 władców zginęło gwałtowną śmiercią, z czego 79% padło ofiarą zamachu, 12% straciło życie na wojnie, a 9% popełniło samobójstwo.

„To tak, jakby grać w rosyjską ruletkę sześciokomorowym rewolwerem, w którym jest nie jeden, a cztery naboje!” – napisał prof. Saleh.

Ryzyko śmierci wśród imperatorów było tym samym wyższe niż u himalaistów, którzy wspinają się na ośmio­tysięczniki. Odkrycie to skłoniło naukowca, który nie jest historykiem, lecz inżynierem lotnictwa, by zastosować wzory matematyczne do życia oraz śmierci cesarzy Imperium Romanum – i w ten sposób odnaleźć powtarzające się wzory w ich biografiach.

 

Kiedy cesarz mógł opuścić gardę?

Profesor Saleh i jego zespół wyliczyli, że ryzyko zamachu na życie w pierwszym roku panowania było szczególnie wysokie. Spadało natomiast między 8. a 12. rokiem rządzenia. Naukowiec nazywa ten czas „okresem odroczenia, w którym imperatorzy mogli nieco opuścić gardę. Ale nie na długo”. Po ok. 12 latach niebezpieczeństwo śmierci na skutek morderstwa ponownie rosło. Co stoi za tym historycznym wzorem? Profesor Saleh przypuszcza, iż wysoką śmiertelność w pierwszym roku można wyjaśnić słabością władców, którzy albo się nie nadawali, albo zwyczajnie nie dorośli do okoliczności. Mogło to prowadzić do tego, że stosunkowo wielu przeciwników snuło mordercze plany, które niekiedy z powodzeniem przekuwali w czyny. Okres stabilizacji należałoby natomiast tłumaczyć tym, iż cesarzom udawało się w końcu wyeliminować wrogów i wypracować odpowiednie mechanizmy obronne, dzięki którym mogli umocnić swoją władzę – zgodnie z powiedzeniem: co cezara nie zabije, to go wzmocni. Rosnące po 12 latach ryzyko wskazuje z kolei na to, iż z biegiem czasu tworzyły się grupy nowych przeciwników.

Ciekawe uzupełnienie tych badań statystycznych proponują kanadyjscy ekonomiści, prof. Cornelius Christian i dr Liam Elbourne. Według nich liczne zabójstwa rzymskich cesarzy były skutkiem… niekorzystnej sytuacji klimatycznej.

 

Czy nieudane zbiory ­przyczyniały się do zamachów na cezarów? 

Na potrzeby badań naukowcy przeanalizowali dane, które pozwoliły na ustalenie warunków pogodowych panujących w Imperium Romanum. Następnie porównali te wartości z datami zamachów na rzymskich cesarzy i… trafili w dziesiątkę! 

Faktycznie, wiele z tych morderstw wydarzyło się tuż po okresie bardzo słabych opadów deszczu w północno-­wschodnich prowincjach Rzymu, czyli tam, gdzie stacjonowało szczególnie dużo żołnierzy. – Dyktator jest zależny od poparcia swoich oddziałów. Utrata tego poparcia może zagrozić jego władzy – tłumaczy prof. Cornelius Christian. Oznacza to więc, że jeśli na skutek suszy i nieudanych zbiorów legiony dostawały niewystarczające racje żywnościowe i głodowały, mogły się buntować. – To z kolei zwiększało prawdopodobieństwo, iż cesarz w Rzymie straci swoje wsparcie, i prowokowało próbę zamachu – twierdzi naukowiec. Przykładem takiej zależności jest zamordowany w 69 roku cesarz Witeliusz. Zdaniem prof. Christiana był on władcą popularnym wśród legionistów. Kiedy jednak nic nie robił, by zaradzić wywołanym słabymi zbiorami przerwom w aprowizacji, zaczęło dochodzić do buntów, które skończyły się jego zabójstwem.

 

Jak pretorianie wybierali cesarzy?

Kolejny ważny czynnik prowadzi nas z powrotem do Didiusza Julianusa. Mógł on zasiąść na tronie wyłącznie dlatego, że wcześniej zapewnił sobie wsparcie pretorianów. Elitarna jednostka najemników, licząca od kilku do nawet kilkunastu tysięcy żołnierzy, którą powołano kiedyś jako straż przyboczną cesarzy, budziła postrach nie tylko z racji swojej waleczności, lecz także wpływów politycznych. Przez ponad 300 lat to właśnie oni wybierali cesarzy. Wynosili ich na tron, a potem z niego zrzucali.

– To wcale nie przychylność senatu, armii czy ludu utrzymywała władcę na tronie, lecz wola gwardii – mówi dr Sandra Bingham z Uniwersytetu Edynburskiego.

Jeśli ktoś nie miał jej po swojej stronie, nie miał niczego. Najlepszym przykładem są poprzednicy Didiusza Julianusa: Kommodus i Pertynaks. Obaj zostali usunięci przez swoich żołnierzy – i nie byli jedyni. – Istnieją dowody na to, że pretorianie zamordowali ośmiu cesarzy, przy czym nieujawnionych przypadków może być znacznie więcej – uważa dr Bingham. Realizowali przy tym konkretny cel: szybką zmianę władzy, ponieważ każdy nowy monarcha, obejmując urząd, musiał zaskarbić sobie ich lojalność. Didiusz Julianus zapłacił za tron w 193 roku w przeliczeniu ok. 150 milionów złotych, jednak wbrew jego nadziejom ta kwota nie okazała się długoterminową polisą na życie. Po nieco ponad dwóch miesiącach rządzenia został zabity przez zbuntowanych gwardzistów, dołączając w ten sposób do licznego grona zamordowanych cesarzy Rzymu...   

 

Tekst ukazał się w magazynie Świat Wiedzy nr 5/2020
Więcej na swiatwiedzy.pl

Czytaj również