Według kalendarza muzułmańskiego jest właśnie rok 1442, licząc od ucieczki Mahometa do Medyny, tymczasem żydzi mierzą czas od dnia stworzenia świata. Twierdzą, iż stało się to 5781 lat temu. Chrześcijańska, najbardziej rozpowszechniona, rachuba czasu każe nam wierzyć, że żyjemy w 2020 roku naszej ery, czyli od dnia narodzin Chrystusa. Ale czy tak jest na pewno? I jak obliczono ten przełomowy moment w dziejach ludzkości?
"Nasza era" to pojęcie, którego uczymy się już w szkole podstawowej i które pomaga nam dokonać ważnego podziału w dziejach świata: na wszystko to, co wydarzyło się do momentu przyjścia na świat Jezusa i po tym doniosłym fakcie. Stąd też przy datach umieszcza się skróty p.n.e. (przed naszą erą) oraz n.e. (naszej ery). Oczywiście nowy sposób mierzenia upływu czasu nie pojawił się wraz z narodzinami Zbawiciela – musiało upłynąć od tego faktu ponad 500 lat, aby papież Jan I rozpropagował już wkrótce powszechnie używany termin: Anno Domini, czyli roku Pańskiego...
A jak liczono lata do tej pory? W powszechnym użyciu był rzymski system rachuby czasu, który zastąpił greckie datowanie oparte na olimpiadach i umownie rozpoczynał się od założenia Wiecznego Miasta. Aby zmienić ten „pogański” zwyczaj, w roku 525 n.e. ormiański mnich Dionizjusz Mały dokonał niezbędnych obliczeń i stwierdził, iż do radosnego wydarzenia w Betlejem doszło w 753 roku od powstania Rzymu. I tu pojawił się pierwszy kłopot. Ponieważ matematyka wczesnośredniowiecznej Europy nie znała jeszcze liczby „0” (ta przywędrowała sześć wieków później z krajów arabskich), ów właśnie rok, a nie 754, stał się pierwszym rokiem naszej ery. W ten oto sposób już na początku pojawił się margines błędu sięgający 12 miesięcy. Ale to, jak się okazało, bardzo niewiele w porównaniu z dyskusją, jaka rozgorzała w czasach nowożytnych, gdy okazało się, że data narodzin Jezusa nawet w przybliżeniu może nie odpowiadać tej ustalonej urzędowo przez Jana I, a wahania w obliczeniach mogą sięgać nawet kilkunastu lat! Przyjrzyjmy się, jak próbowano (i próbuje się) rozwiązać jedną z największych zagadek Nowego Testamentu...
O okolicznościach towarzyszących narodzeniu Jezusa pisało dwóch ewangelistów: Łukasz i Mateusz. W relacji tego drugiego znajduje się fragment, który stał się punktem wyjścia do licznych spekulacji na temat daty tego wydarzenia. Mowa o słynnej „gwieździe betlejemskiej”, która stanowiła drogowskaz dla mędrców, którzy przybyli z odległych krain położonych na wschodzie. „A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię” – pisze Mateusz i prowokuje do pytania: co mogło być owym tajemniczym ciałem niebieskim, które przyprowadziło ich do Judei? I czy można na tej podstawie precyzyjnie określić czas narodzin Chrystusa?
Teorii na ten temat jest kilka. Oto najpopularniejsze z nich.
1. O ile była to – jak chętnie to sobie wyobrażamy – kometa, to w grę wchodzą dwa zdarzenia. W 12 roku p.n.e. w bezpośredniej bliskości Ziemi przeleciała kometa Halleya, która okrąża Słońce w czasie 74–79 lat. To niewątpliwie bardzo charakterystyczne ciało niebieskie i dobrze widoczne na nocnym niebie, ale data, jak na narodziny Chrystusa, jest nieco zbyt wczesna. W grę wchodzi także nieokresowa kometa, która została opisana przez chińskich kronikarzy: można ją było obserwować przez 70 dni w 5 roku p.n.e., czyli znacznie bliżej hipotetycznego momentu przyjścia na świat Jezusa.
2. Jeśli na niebie pojawił się wchodzący widowiskowo w atmosferę ziemską meteoryt lub był to wybuch supernowej (kończący spektakularnie żywot którejś z gwiazd), to datowanie tego zjawiska jest właściwie niemożliwe: bolid, spalając się, nie pozostawił zapewne rozpoznawalnych śladów, a w naszej części galaktyki nie zaobserwowano żadnych pozostałości kosmicznej eksplozji z tamtych czasów.
3. Najchętniej przyjmowaną hipotezą względem „gwiazdy betlejemskiej” jest ta mówiąca o koniunkcji planet. Cóż to takiego? To ustawienie się ich w jednej linii dla obserwatora znajdującego się na Ziemi, co – rzecz jasna – potęguje ich blask. W 7 roku p.n.e. Jowisz i Saturn trzy razy „nałożyły się na siebie”, a rok później doszło do potrójnej koniunkcji, w której wziął udział także Mars. Wszystkie te przypadki tłumaczyłyby fakt, że tajemnicze ciało niebieskie „prowadziło” mędrców, by w końcu „zawisnąć” nad Betlejem.
Święty Łukasz, pisząc o tygodniach bezpośrednio poprzedzających narodzenie Jezusa, umieścił na początku drugiego rozdziału swej Ewangelii następujące stwierdzenie: „W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta”. To właśnie ów administracyjny nakaz miał spowodować, że Józef wybrał się wraz z brzemienną żoną do Betlejem. Małżonkowie mieszkali, co prawda, w galilejskim Nazarecie, ale rodzina cieśli pochodziła z Judei, co nakładało na niego obowiązek kłopotliwej podróży i zarejestrowania się w mieście swoich przodków. Czym był właściwie taki spis przeprowadzany przez rzymską administrację prowincji?
Niczym nowym. Zeznanie osobowe i majątkowe mieszkańców Syrii i Judei było praktyką, której namiestnicy cesarscy dokonywali co jakiś czas w wybranych regionach Imperium Romanum bądź na całym jego obszarze. Z wiarygodnych źródeł historycznych wiemy, że panujący ponad pół wieku Oktawian August przeprowadził trzy ogólnopaństwowe spisy: w latach 28 p.n.e., 8 p.n.e. oraz 14 n.e. Czy któraś z tych dat mogłaby odpowiadać narodzinom Chrystusa? Niestety, chyba żadna. Jak więc wytłumaczyć działanie namiestnika Kwiryniusza? Z pomocą przychodzi nam słynny starożytny kronikarz Józef Flawiusz. Otóż w 6 roku n.e. cesarz rozkazał wygnać sprawującego tyrańskie rządy w Judei, Samarii i Idumei etnarchę Heroda Archelaosa, a swoim namiestnikiem ustanowił tam zaufanego senatora: Publiusza Sulpicjusza Kwiryniusza. Jak pisze historyk: „Wysłał go Cezar dla rozsądzenia spraw w narodzie i przeprowadzenia spisu majątków. Wraz z nim wyprawił także Koponiusza, męża ze stanu rycerskiego, aby objął pełną władzę nad Judejczykami. Sam Kwiryniusz również przyjechał do Judei, która była przyłączona do Syrii, aby i tu przeprowadzić spis majątków oraz sprzedać mienie pozostałe po Archelausie. Żydzi, którzy początkowo o spisie majątków ani słyszeć nie chcieli, z czasem za radą arcykapłana Joazara, syna Boetosa, poniechali dalszego uporu i usłuchawszy jego perswazji pozwolili bez żadnego sprzeciwu spis ten przeprowadzić. Lecz Juda z Gaulanitis [Juda Galilejczyk], rodem z miasta, które się zwie Gamala, złączywszy się z Faryzeuszem Saddokosem [Sadokiem] podburzał naród do buntu. Twierdzili oni, że spis majątków nic innego im nie przyniesie jak oczywistą niewolę i nawoływali naród do obrony swojej wolności. […] Kwiryniusz po sprzedaniu mienia Archelausa i zakończeniu spisu, który odbył się w trzydziestym siódmym roku po zwycięstwie Cezara nad Antoniuszem pod Akcjum, pozbawił godności kapłańskiej Joazara wiodącego spór z narodem, a na stanowisko to powołał Anosa syna Setiego, Herod [Antypas] zaś i Filip wzięli we władanie swoje tetrarchie”.
Wszystko więc wskazuje na to, że ów spis nie obejmował całego terytorium państwa, lecz był odpowiedzią na lokalne potrzeby związane z uporządkowaniem spraw kraju wyniszczonego przez krwawe rządy Heroda Archelaosa. Fakt, że był to pierwszy spis na tych ziemiach, wydaje się potwierdzać gwałtowny sprzeciw, a w efekcie zbrojny bunt Żydów, dla których była to widoma oznaka utraty niezależności na rzecz Rzymu. A zatem 6 rok n.e.! Tym bardziej, że Flawiusz wyraźnie pisze, że cała operacja została przeprowadzona 37 lat po bitwie pod Akcjum. Do tego morskiego starcia doszło w 31 roku p.n.e., tak więc sprawa daty narodzin Mesjasza wydaje się przesądzona. Niestety, nie do końca. Cały wywód komplikuje osoba kolejnego Heroda: tym razem Wielkiego, ojca niesławnego Archelaosa...
Szósty rok naszej ery pasowałby jak ulał do rozstrzygnięcia naszego sporu, gdyby nie fakt, że św. Mateusz wyraźnie podkreśla, że „Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda”. Czy to zdanie pasuje do zaproponowanego wyżej szóstego roku naszej ery jako daty narodzin Chrystusa? Niestety, zupełnie nie...
Jeśli przyjmiemy za pewnik opowieść Mateusza o Herodzie i zarządzonej przez niego na wieść o narodzinach Mesjasza „rzezi niewiniątek”, musimy porzucić metodę datowania „według spisu” i zaakceptować tę „według panowania Heroda”. A tu fakty historyczne przesuwają nas w czasie o ładnych kilka lat do tyłu: król Judei (z łaski Rzymu, oczywiście) Herod, zwany Wielkim, zasiadał na tronie od 37 do 4 roku p.n.e., a więc w takim wypadku musimy założyć, że Jezus przyszedł na świat najpóźniej w ostatnim roku panowania despoty. Czy ta teza da się obronić?
No cóż, ma swoich zwolenników, zwłaszcza wśród tych biblistów, którzy uważają, że ucieczka Maryi i Józefa z synkiem do Egiptu spowodowana była rzeczywistym zagrożeniem ze strony judejskiego tyrana. Z przekazów wspomnianego już Flawiusza i innych kronikarzy wiemy, że pod koniec życia Herod popadł w paranoję, nakazując mordować swoich przeciwników politycznych, zapełniając więzienia podejrzanymi o spiskowanie przeciw jego władzy oraz topiąc we krwi najbliższą rodzinę. Zabił m.in. jedną ze swoich żon, jej synów, brata i matkę. Mógł więc wydać także okrutny rozkaz wymordowania noworodków płci męskiej w swoim królestwie. Jeżeli uważamy zatem, że argumenty Mateusza są bardziej przekonujące, musimy przyjąć, że Jezus przyszedł na świat ok. 3–4 roku p.n.e. – dziesięć lat wcześniej, niż wynikałoby to z relacji Łukasza.
Tyle że jego Ewangelia dostarcza także dowodów, które mogłyby świadczyć o wcześniejszych narodzinach Chrystusa. W którym miejscu? Kiedy jest mowa o jego chrzcie w Jordanie. Istotne jest tu, w jakim czasie Jan rozpoczął nawracanie ludzi, mające ich przygotować na przyjście Mesjasza. Łukasz stwierdza wyraźnie, że Chrzciciel wyruszył na swą misję „[...] w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny”. Wówczas do Jana przybywa Jezus i prosi o chrzest – to symboliczny początek jego publicznej aktywności. W jakim był wtedy wieku? Ewangelista pisze jasno: „Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu”. Piętnasty rok panowania cesarza Tyberiusza to 28 rok naszej ery. A więc? Wynikałoby z tego, że urodził się... tak jak chce tradycja chrześcijańska: około pierwszego roku naszej ery!
Jakby mało było wątpliwości co do roku przyjścia na świat Jezusa, niejako na marginesie tej dyskusji rozgorzał spór, w jakim stało się to miesiącu. Trudno nam wyobrazić sobie inny termin niż grudzień, ale tradycja świętowania Bożego Narodzenia pod koniec tego miesiąca pojawiła się dopiero w IV wieku – i być może była podyktowana chęcią „zatuszowania” kultu orientalnego boga Mitry. Jego urodziny przypadały właśnie na 25 grudnia. Wielu wczesnochrześcijańskich autorów wskazywało (odwołując się do kalendarza egipskiego) jako miesiąc radosnych wydarzeń w Betlejem kwiecień, a Klemens z Aleksandrii skłaniał się raczej ku listopadowi. Jak więc było naprawdę? Badacze Biblii znajdują odpowiedź w Ewangelii. Oddajmy więc ponownie głos Łukaszowi.
We fragmencie pierwszego rozdziału poświęconym zapowiedzi narodzin Jana Chrzciciela dość dokładnie informuje on o czasie, kiedy ojciec proroka, kapłan Zachariasz, dowiedział się od anioła, że za dziewięć miesięcy zostanie ojcem, oraz o fakcie, iż Jezusa i Jana dzieliła różnica wieku wynosząca pół roku. To wystarczy, aby dokonać niezbędnych obliczeń. Zachariasz podczas zwiastowania pełnił służbę w oddziale Abiasza, który był ósmy z kolei. Przy ustalaniu owych „dyżurów” brano pod uwagę trzy gromadzące rzesze pielgrzymów i wymagające zwiększonej obsady kapłanów święta: Paschę, Święto Żniw oraz Święto Szałasów. Wiedząc, że poszczególne oddziały sprawowały swe obowiązki od szabatu do szabatu, możemy ustalić dwie prawdopodobne daty służb Zachariasza i tym samym przedstawić (po dodaniu sześciu miesięcy) hipotetyczne daty urodzin Jezusa. Przypadałyby one na pierwszy lub siódmy miesiąc żydowski, tj. Nisan (marzec/kwiecień) albo Tiszri (wrzesień/październik). Która z nich jest prawdziwa? Nie wiemy. Wiemy jednak, że dla ponad dwóch miliardów chrześcijan obchodzących 25 grudnia dzień Bożego Narodzenia nie będzie to miało większego znaczenia...